27 paź 2016

Rozdział 2

Witam!

A oto i rozdział 2 zapraszam do czytania i komentowania

Hermiona wyszykowana i umalowana wkroczyła do Trzech Mioteł na spotkanie z przyjaciółmi. Rozglądając się po sali podeszła do baru.
- Jedno piwo kremowe- powiedziała do barmana. Odwróciła się zgarniając swoje zamówienie z blatu. Kątem oka dostrzegła rudą czuprynę siedzącą przy oknie, skierowała się w tamtą stronę.
-Cześć Ron. Gdzie Harry?- zapytała siadając naprzeciwko rudzielca
- Powinien zaraz być. - odpowiedział spoglądając za okno - O właśnie idzie.
- Cześć wam. - rzucił Harry zdejmując marynarkę - Jak tam Hermiona po wczorajszym?
- Skąd wiesz o wczoraj? - Zapytała zdziwiona brązowowłosa.
- A bo... - z zakłopotaniem na twarzy próbował się wytłumaczyć Harry - widziałem Cię jak byłem z Cho na spacerze.
- A co tak w ogóle u was słychać - zmienił sprytnie temat Ron
- Po staremu. Nawał pracy, wielu pacjentów. - Odpowiedziała zamyślona Hermiona - A u was?
- Ja pomagam Fredowi w Magicznych Dowcipach ciężko mu się pozbierać po śmierci Georga- powiedział rudzielec - Mi zresztą też.
- Zacząłem szkolenie aurorskie - rzucił z uśmiechem Wybraniec. - I planujemy ślub z Cho.
- Gratulacje - powiedzieli wspólnie Ron i Hermiona.
Całą trójką spędzili jeszcze trochę czasu wspólnie, dopóki brązowowłosa nie dostała wezwania do szpitala. 
-Ja muszę lecieć ale umówimy się jeszcze kiedyś na takie pogaduchy - rzuciła przez ramię wychodząc.
Zdyszana i zmoknięta wpadła na oddział.
- Co się dzieje? - Zapytała Mary, która została na nocnym dyżurze.
- Stan pani Malfoy pogorszył się po podaniu leków, które doktor
Golden pod twoją nieobecność kazał zastosować. - Odpowiedziała przerażona Mary
Hermiona buzując wściekłością przebrała się w swój biały kitel i udała się do sali pani Malfoy.
- Dobry wieczór pani - powiedziała od progu nie podnosząc wzroku znad karty. Nie uzyskawszy odpowiedzi podniosła głowę znad papierów,  dostrzegając w karcie jakie leki podano musiała aż usiąść. 
- Z jakimi cymbałami ja pracuje - rzuciła pod nosem wściekła po czym  podeszła do aparatury monitorującej stan pacjentki. 
- Puls w normie, zmian skórnych nie dostrzeżono- mówiła pod nosem notując swoje spostrzeżenia w karcie. Nachyliła się nad panią Malfoy i klepiąc ją delikatnie w policzek mówiła - pani Malfoy proszę się obudzić. 
Jednak nic nie nastąpiło. Wściekła robiąc kolejne badania ustaliła, że leki podane przez dyżurującego lekarza wywołały śpiączkę. Nie była ona szczególnie groźna dla życia jednakże panią Malfoy będzie można wybudzić dopiero za parę dni.
Brązowowłosa wyszła rzucając czar wyciszający aby pacjenci nie słyszeli jej krzyków.
- Golden cymbale do mojego gabinetu - wydarła się na cały oddział, po czym spokojnym krokiem starając się niczego po drodze nie rozwalić udała się do gabinetu.
- Mionka co się stało? Mary ściągnęła mnie z przerwy bo podobno wołałaś mnie na cały szpital - rzucił wchodząc do jej gabinetu Eric Golden. Eric był przystojnym facetem takim o jakim marzą niekiedy nastolatki. Wysoki postawnie zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Mimo że od początku swojej pracy podrywał on Hermione nie uważała ona go za swój typ.
- Coś ty przepisał pacjentce spod 8? - zapytała starając się panować nad sobą.
- No leki na te jej uczulenie co ma. - Odpowiedział z wielkim uśmiechem.
-Ty cymbale, idioto, imbecylu ciesz się że nie ja jestem ordynatorem bo bym cię na zbity pysk wywaliła - krzyczała chodząc po gabinecie jak opętana.
- Ale o co ci chodzi Miona? - zapytał Eric nic nie rozumiejąc
- To nie żadne uczulenie kretynie tylko ten magicznie zmodyfikowany nowotwór. - powiedziała starając się uspokoić - Ciesz się że pacjentce nic poważnego po tych lekach nie było, bo byłbyś już martwy.
- Aha - odpowiedział z tępym wyrazem twarzy.
- Zmiataj mi stąd, ale już - krzyknęła otwierając drzwi przed Goldenem.
Po wyjściu Erica Hermiona stwierdziła że musi się napić. Ze względu że następnego dnia miała dopiero nocny dyżur postanowiła udać się do niemagicznego Londynu. W drodze do celu swojej podróży wpadła na pomysł aby udać się na przebieraną imprezę w jednym z podmiejskich lokali. Jak pomyślała tak zrobiła. Używając różdżki zmieniła swoją sukienkę na odrobinę krótszą, czarną z dużym dekoltem i dodała do tego czarną koronkową maskę. Wchodząc do klubu czuła na sobie spojrzenia napalonych facetów i zazdrosne spojrzenia płci pięknej. Przez ostatnie 5 lat które poświęciła na studia wyładniała, wiedziała o tym. Jej włosy nareszcie dały się poskromić a zęby już tak nie wystawały jak za czasów szkoły. Jej wzrok przykuł samotnie siedzący w jednej z loży dla Vipów czarnowłosy chłopak. Podeszła do jego stolika z zalotnym uśmiechem na ustach.
- Wolne czy czekasz na damę serca? - zapytała z uśmiechem
- Siadaj - odpowiedział zaczepnie czarnowłosy - co pijesz?
- To co postawisz. - rzuciła Hermiona
- Ciężki dzień co śliczna? - spytał z łobuzerskim uśmiechem. Hermionie przez głowę przebiegła myśl że już gdzieś ten uśmiech widziała ale równie szybko jak ta myśl się pojawiła znikła. Do stolika podeszła młoda kelnerka przynoszą butelkę Ognistej Whiskey i dwie szklanki.
- Jak ci na imię? - zapytała Hermiona lecz równie szybko dodała - Albo nie mów będę ci mówić Ci Smok bo sprawiasz na mnie wrażenie silnego i potężnego. 
Spojrzał na nią przez chwilę podejrzliwym wzrokiem, ale równie szybko jego wzrok znów stał się obojętny. Hermiona po paru szklankach Ognistej stwierdziła że musi wracać do domu. Zabrała swoją torebkę i płaszcz i chwiejnym krokiem wyszła z lokalu. Nie zdążyła ujść paru kroków gdy ktoś zatkał jej usta i zaczął ciągnąć w boczną uliczkę.
- Teraz mi za wszystko zapłacisz plugawa szlamo - usłyszała tuż obok swojego ucha. Głos który to powiedział był jakby zniekształcony przez zaklęcie. - Zabawimy się teraz tak... - nie zdołał dokończyć jej prześladowca bo różdżka z jego ręki poleciała już w stronę wybawcy.
- Petrificus totalus - Wykrzyknął Smok rzucając zaklęcie w stronę zbira, bo to on przyszedł jej z pomocą.
Oprawca padł nieruchomo a Hermiona czym prędzej schowała się z plecy wybawcy bąkając ciche dziękuje.
- Chodź odprowadzę cię - rzucił czarnowłosy obejmując ją ramieniem.
- A co z nim? - zapytała niepewnie Hermiona
- Wezwałem już aurorów- powiedział podając jej rękę w celu teleportacji. 
Nastąpiło ciche pyknięcie i już stali wspólnie pod jej domem. Hermiona chciała się zapytać skąd wiedział gdzie mieszka, ale po obróceniu się dostrzegła że Smoka już nie ma. Po jej głowie wciąż wędrowała myśl kim on jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic